Tak, proszę Państwa. Dzisiaj o ostatnim „Prawie Agaty”. Ponieważ dowiedziałem się, że ostatni serial był przełomowy, musiałem go obejrzeć. Obejrzałem i się zmartwiłem. To moje zmartwienie wzięło się z tego, że ten odcinek istotnie wprowadzał w błąd. I pal sześć, że:
- w głosowaniu nad wyrokiem sędzia głosuje ostatnia, a nie pierwsza,
- Agata nie mogła mieć w domu testamentu, bo ten musiał być w sądzie, skoro była sprawa spadkowa,
- skoro zachowek wyniósł 5 tys zł, to wartość spadku wynosiła 30 tys. zł, a udział przyrodniego syna – 10 tys. (nie wiadomo, skąd się wzięło 200 tys.)
To wszystko drobiazgi.
Jednym z dwu głównych wątków była zgoda (a raczej jej brak) Bartka na wyjazd Justyny z dzieckiem za granicę. Matka dziecka w sprawie o wydanie paszportu, wobec braku zgody ojca wystąpiła o ograniczenie mu praw rodzicielskich (powinno być „władzy rodzicielskiej”, lecz może w Warszawie mówią inaczej). Cały odcinek trwała batalia, czy ograniczać, czy nie. Zmartwiłem się, bo to co pokazano w serialu nie ma kompletnie żadnego przełożenia na obowiązujące przepisy.
Po pierwsze dlatego, że w przypadku rodziców, którzy nie mieszkają razem ograniczenie władzy temu, u którego dziecko stale nie przebywa jest regułą.
Po drugie dlatego, że zgoda na paszport nie jest równa zgodzie na stały wyjazd za granicę.
A po trzecie i najważniejsze, ponieważ, nawet jeżeli Bartek miałby ograniczoną władzę rodzicielską, to i tak zachowuje prawo decydowania o miejscu stałego pobytu dziecka (w przypadku, gdyby Justyna wyjechała z kraju bez jego zgody – istnieją przepisy pozwalające na przymusowy szybki powrót dziecka do kraju). Matka musiałaby wystąpić o pozbawienie go władzy rodzicielskiej, a to w przypadku ojca, zachowującego się jak serialowy Bartek jest prawie niemożliwe.
„Prawo Agaty” to popularny serial (a adwokat, którego się lubi to w ogóle ewenement – dzięki Agnieszko Dygant) i obawiam się, że propagowanie tezy, że „ograniczenie praw rodzicielskich” = „brak prawa decydowania o istotnych sprawach dziecka” wyrządzi sporo szkód i doprowadzi do wielu niepotrzebnych sporów. Obym się mylił.