Sztuka czy rzemiosło?

Jakiś czas temu usłyszałem o mistrzu japońskiej kaligrafii panu Tanace. Pan Tanaka utrzymuje się z uczenia kaligrafii, zaś własne prace rozdaje uznając, że płyną one z głębi jego serca i nie może brać za nie pieniędzy. Ta historia głęboko mnie poruszyła. Szacunek pana Tanaki do własnych umiejętności, który nie pozwala wystawiać ich na sprzedaż stał się przyczynkiem do wielu rozmyślań.

Japończycy słyną z doprowadzania do perfekcji wszystkiego. W dziedzinie ogrodnictwa, parzenia herbaty, płatnerstwa, motoryzacji, pisania literek (kaligrafii) i wielu, wielu innych starają się osiągnąć doskonałość.

Od dawna zastanawiam się nad tym, czy można przeprowadzić idealny proces. Przy czym „idealny” oznacza, że wszystko, co się na niego składa, każdy element, na jaki mamy wpływ, został wykonany perfekcyjnie, zaś końcowy efekt został osiągnięty skutecznie i elegancko.

Można się wprawdzie spierać, czy w pracy adwokata jest cokolwiek ze sztuki. Ta praca sprowadza się wszak do tego, aby zaprezentować stanowisko najbardziej korzystne dla klienta. Adwokat nie wybiera strony – to strona wybiera jego. I o ile w procesach cywilnych sporne jest, kto ma rację (a często każda ze stron ma jej trochę), o tyle w procesach karnych adwokat najczęściej jest po tej „złej” stronie. W większości przypadków oskarżony jest winny, a praca sprowadza się do wynegocjowania kary. Może to zatem tylko rzemiosło uprawiane słowem w granicach narzuconych przez obowiązujące przepisy? Przecież adwokat „tylko” pisze, albo mówi. A pisać i mówić umie każdy. Z większym, czy mniejszym sensem, lecz wykrzykiwanie swoich racji nie jest zazwyczaj niczym niezwykłym.

Lecz czy owe proste czynności można doprowadzić do perfekcji? Dążyć do tworzenia idealnych pism (to takie, które zapracowany sędzia przeczyta z przyjemnością, a na końcu dojdzie do wniosku, że nie sposób się nie zgodzić), idealnej strategii procesowej (gdy przewidujemy posunięcia drugiej strony) czy idealnych mów na koniec procesu sądowego (to takie, po których sędzia odracza wydanie wyroku, aby jeszcze raz wszystko przemyśleć)? Czy można – w trakcie dynamicznego procesu sądowego – osiągnąć taką biegłość, aby powiedzieć dokładnie to, co powinno zostać powiedziane? Nie więcej i nie mniej?

Nie chodzi przy tym o postulat stworzenia idealnego świata, w którym sędziowie z idealną wiedzą, wypoczęci i zaangażowani, sprawiedliwie i z wielką mądrością życiową rozstrzygają przedstawione im uczciwie problemy. Chodzi o tu i teraz. Gdy przepracowani sędziowie, obarczeni problemami dnia codziennego, wspomagani przez kiepsko opłacaną służbę administracyjną poświęcają zbyt mało czasu na sprawę, bo ktoś, kto ocenia potrzebę zapewnienia nowych etatów w sądownictwie nie doszedł jeszcze do wniosku, że 1500 spraw na jednego człowieka (tak jest w naszym sądzie) to 5 razy za dużo.

Tak wygląda rzeczywistość. A w niej nasze dążenie do ideału.  Nie wiem, czy udziałem naszej kancelarii będzie uczestnictwo w idealnym procesie. Lecz wkładamy wiele wysiłku w to, aby tak się stało.

 

Dzięki uprzejmości pana Takeshi Nakatani, jedna z prac mistrza Tanaka jest ozdobą naszej kancelarii. Chciałbym w tym miejscu wyrazić swoją wdzięczność za ten wspaniały dar.