Pan Krzysztof zapaławszy miłością nagłą, a niespodziewaną do czekolad pewnego znanego producenta, zgarnął ich, ile mógł w pewnym dużym sklepie i ruszył szybko do wyjścia. Płaceniem nie zawracał sobie głowy, bo dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Nieszczęśliwym dla niego (a szczęśliwym dla właściciela) zbiegiem okoliczności zauważył go pan Waldemar, ochroniarz. Pan Waldemar ruszył nieco nawet szybciej, złapał pana Krzysztofa za rękaw bluzy i zaczął go ciągnąć w stronę specjalnego pokoju dla nicponi.
Pan Krzysztof głęboko dotknięty tak istotnym zamachem na swą wolność i prawo przemieszczania się, wił się niczym piskorz i wyczyniał najróżniejsze harce, aby do pokoju nie dotrzeć. Bo z pokoju tego nikt jeszcze nie uciekł.
Wysiłki jego zostały wreszcie nagrodzone i rączo pomknął ku wolności.
Szczęście jego nie trwało długo, ponieważ nieufny i zazwyczaj chciwy właściciel nie poskąpił grosza ku ochronie mienia swego i zainstalował szereg kamer, które uwieczniły wzajemną potyczkę. Sprawnie działające organy ścigania namierzyły pana Krzysztofa.
Został on oskarżony o tzw. kradzież rozbójniczą. Czyn ten polega na tym, że sprawca najpierw rzecz kradnie, a następnie używa przemocy, aby mu jej nie odebrano. Możliwa kara dla pana Krzysztofa – od 3 miesięcy do lat 5.
W toku sprawy pan Waldemar – jako świadek – zeznał, że była szarpanina, że był odpychany i ogólnie sytuacja ociekała przemocą.
Pan Krzysztof przyznał się na policji, a następnie w w sądzie do wszystkiego.
Sąd zaś – surowy, choć sprawiedliwy – dopatrzył się, że pan Krzysztof nie pierwszy raz czyn podobny popełnił, a nadto, że z tego powodu w więzieniu spędził już dni niemało.
Pouczył zatem pana Krzysztofa, że rozważa zmianę kwalifikacji prawnej i być może przyjmie, że pan Krzysztof działał w warunkach tzw. recydywy. Skutkiem tego byłaby zaś możliwość wymierzenia kary w wymiarze od 4 miesięcy do 7,5 roku i zapytał, co pan Krzysztof na to.
Pan Krzysztof niewiele zrozumiał, więc na wszelki wypadek złożył wniosek o obrońcę z urzędu. Sąd się przychylił i już na kolejnym terminie, po dwóch przyznaniach, Sąd z anielską cierpliwością i lekko złośliwym uśmiechem pytał obrońcę, czy ów ma jakieś wnioski.
Obrońca zaś zapytał pana Krzysztofa, kto tam kogo odpychał? I pan Krzysztof bijąc się w piersi zeznał, że on przemocą się brzydzi i niczego takiego nie zrobił. Poirytowany sąd nakazał odtworzyć nagrania z kamer i okazało się, że pan Krzysztof chyba nie kłamie. Wezwano więc pana Waldemara, a ten powiedział, że mówiąc, że był odpychany, miał na myśli, że pan Krzysztof się wyrywał. I że to się tak przecież mówi. I właściwie przemocy nie było.
Sąd zamyślił się głęboko i poinformował strony, że znów rozważa zmianę kwalifikacji prawnej, lecz tym razem być może przyjmie, że miało miejsce wykroczenie, a nie przestępstwo.
Z czego morał płynie taki, że warto wiedzieć, kiedy poprosić o obrońcę.