Sierpień był ciekawym miesiącem. Niedługo po oddaniu do użytku nowej autostrady (A1), która umożliwiła szybkie docieranie w okolice Gdańska, Polacy ze zdumieniem odkryli, że jest ich wielu. Jeszcze bardziej zdumiewające było odkrycie, że gdy wielu Polaków jednocześnie skieruje się na tę samą drogę – ta się zakorkuje.
W kraju zapanowało powszechne oburzenie, i ci sami ludzie, którzy grzecznie odstawali swoje na chorwackich, austriackich czy niemieckich drogach, podnieśli ogromny raban, domagając się, aby „ktoś” „coś” z korkami zrobił.
Pewna pani mecenas, po godzinnym staniu przed zjazdem na Łódź, wniosła nawet pozew do sądu domagając się zwrotu opłaty, albowiem „po autostradzie powinno się jeździć szybko”.
Nie zajmowałbym Państwa czasu tego rodzaju bzdurami, gdyby nie pewna refleksja. Jak co roku spędziliśmy z rodziną urlop nad Bałtykiem w okolicach Gdańska. Jak co roku pojechaliśmy tam trasą przez Łódź (czyli S1, a teraz A1). Jak co roku trasa przebiegła sprawnie i bez korków. I to nie dlatego, że ów odpoczynek miał miejsce w lutym, lecz dlatego, że wyjeżdżaliśmy albo wcześnie rano, albo w środku nocy. Nie było dla mnie niczym zaskakującym, że o tej porze korków nie ma.
Ten sam sposób myślenia stosujemy w kancelarii. Gdy mamy zdefiniowany cel, szukamy najlepszego sposobu na jego zrealizowanie. Przy czym sposobem najlepszym jest ten umożliwiający jak najszybsze i najtańsze osiągnięcie celu. Nie chodzi o to, aby robić z siebie ofiarę po staniu w korkach w godzinach szczytu, a później medialnie ogłaszać wniesienie pozwu o kwotę 29,90 zł (opłata sądowa wynosi 30 zł) w miejscowości oddalonej o 600 km. Nie walimy taranem w umocnioną bramę zamku przy akompaniamencie bębnów. Zamiast tego pójdziemy sprawdzić, czy spóźniony adorator nie zapomniał zamknąć tylnego wejścia nad ranem.
Miłego początku pracy!