Gdy drzwi otwarte czas wybić okna – czyli rzecz o „deregulacji”

Dawno, dawno temu, gdy nie było facebooka i naszej klasy, gadu-gadu nazywało się SMS Express, a radcowie prawni zatrudnieni na podstawie umowy o pracę nie mogli jednocześnie prowadzić własnych kancelarii, absolwenci prawa walczyli o otwarcie zawodów prawniczych. Głównymi zarzutami kierowanymi pod adresem samorządów prawniczych były:

  • ograniczanie dostępu do zawodu poprzez promowanie członków rodziny osób już wykonujących zawód,
  • niejasne kryteria naboru, szczególnie tzw. pytania z wiedzy ogólnej, nie dotyczące prawa,
  • nadużycia podczas wstępnych egzaminów ustnych
  • Postulowano wówczas:

  • ograniczenie egzaminów wstępnych wyłącznie do tematyki prawniczej
  • zwiększenie ilości osób przyjmowanych na aplikacje;
  • Pominąwszy największych radykałów, nie kwestionowano w zasadzie tego, że absolwenci prawa nie są przygotowani do praktycznego wykonywania zawodu. Przyjęty model kształcenia zakładał bowiem zdobywanie wiedzy teoretycznej na studiach i niezbędnej praktyki podczas aplikacji.

    Wszystkie postulaty zostały spełnione.

    Egzamin wstępny to obecnie wyłącznie test z prawa, zrezygnowano z egzaminu ustnego, a ilość przyjmowanych na aplikację osób zależy od ilości uzyskanych punktów, a nie ilości kandydatów. Dodano ponadto możność podchodzenia do egzaminu zawodowego (końcowego) po wykazaniu się 5-letnią praktyką w zawodzie prawniczym, bez odbywania aplikacji.
    Absolwenci dostali więcej niż początkowo planowali.

    Jednakże hasło „otwarcie zawodów prawniczych” okazało się tak popularne, że wszyscy politycy wypisali je sobie na sztandarach. Ostatnimi czasy minister Gowin ruszył do boju z korporacjami. Przyjmując nominację zadeklarował swój zapał do „otwierania” naszego zawodu. Po około 2 miesiącach ktoś mu powiedział (co minister skwapliwie powtórzył w wywiadzie), że zawód prawniczy jest „otwarty”, a uzyskanie wymarzonego tytułu uzależnione jest wyłącznie od posiadanej wiedzy.

    I powstał problem. Jak wyważyć drzwi nie tylko nie zamknięte, ale wręcz otwarte na oścież. Gdy jest potrzeba, znajdzie się i sposób. Minister postanowił powybijać okna.

    Minister ogłosił „deregulację zawodu” poprzez skrócenie do lat 3 okres praktykowaniu, uprawniającego do podejścia do egzaminu zawodowego. Tym samym – o ile proponowana zmiana wejdzie w życie – ustawodawca obniży rangę aplikacji, stwierdzając ustawowo, iż nie ma znaczenia, czy ktoś 3 lata uczył się i praktykował jako aplikant, czy też był jedynie „zwykłym pracownikiem”.

    Wypada mi się zgodzić z ministrem Gowinem w pewnej podstawowej kwestii. Żaden prawnik nie zaproponowałby takich zmian jak on. Ale nie ze strachu. Ktoś, kto kończył studia prawnicze i podjął pierwszą pracę w kancelarii pamięta, jak niewielkie umiejętności praktyczne posiadał.
    Ktoś, kto prowadzi kancelarię, wie ile umieją studenci przyjmowani na staże, czy aplikanci tuż po rozpoczęciu aplikacji. I niestety nie posiadają oni umiejętności pozwalających im na samodzielne wykonywanie zawodu. Bo te umiejętności nabywają dopiero podczas aplikacji.

    A skoro o „pozytywnej szajbie” ministra Gowina mowa. Ciekaw jestem, czy odważy się on usunąć wszelkie ograniczenia dla tłumaczy przysięgłych. Wówczas wykonywanie zawodu byłoby możliwe po złożeniu oświadczenia, że dana osoba zna język obcy.
    Wolny rynek przecież to zweryfikuje. A że obcokrajowiec nie zrozumie? Cena wolnego rynku.