Jak minister Gowin unieruchomił sądy

Gdy pan premier powołał na stanowisko ministra sprawiedliwości pana Gowina, ów – opisywany jako „człowiek z pozytywną szajbą” – zarzekał się, że zreformuje sądownictwo przyspieszając rozpoznawanie spraw o mityczną 1/3.

Jednym z ważnych posunięć była hucznie ogłaszana likwidacja kilkudziesięciu sądów. Poniżej opis skutków tego przedsięwzięcia (ze strony http://sub-iudice.blogspot.com)

„8 października 2013 r. opublikowane zostało uzasadnienie do orzeczenia Sądu Najwyższego z dnia 17 lipca 2013 r. (sygn. akt III CZP 46/13). Efekt przypominał wybuch bomby atomowej, bo okazało się, że Sąd Najwyższy zakwestionował skuteczność wszystkich decyzji o przeniesieniu sędziów z sądów ze zlikwidowanych w trakcie ostatniej „reformy” do sądów, które je przejęły. Orzekł bowiem, że takie decyzje muszą być podpisane osobiście przez Ministra Sprawiedliwości, podczas gdy wszystkie zostały podpisane w jego zastępstwie przez podsekretarzy stanu. A to oznacza, że wszystkie wyroki wydane od początku roku przez sędziów orzekających w wydziałach zamiejscowych utworzonych w miejsce zlikwidowanych sądów mogą zostać uznane za nieważne, a procesy, które się w nich toczyły mogą wymagać powtórzenia. Pięciuset sędziów, dziesiątki, albo i setki tysięcy spraw i tyle samo zainteresowanych obywateli, którzy nie mogą być pewni, czy wyroki i postanowienia jakie wydano w ich sprawach są w ogóle ważne. A to wszystko dlatego, że minister zamiast osobiście podpisać decyzje kazał to zrobić swoim podwładnym.”

Cały tekst tutaj.